Zapowiedź burzy w Wenezueli GREGORY WILPERT* tłum. Zbigniew M. Kowalewski Wyniki wyborów parlamentarnych z 6 grudnia 2015 r. w Wenezueli są katastrofalne dla prezydenta Nicolasa Maduro i rewolucji boliwariańskiej. Opozycja uzyskała 67% mandatów poselskich w Zgromadzeniu Narodowym – 112 spośród 167. Większość dwóch trzecich zapewnia jej niezwykłą siłę polityczną i radykalnie zmienia układ sił, który 6 grudnia 1998 r. zaowocował wyborem Hugo Chaveza na prezydenta. GREGORY WILPERT* Pobita na głowę Zjednoczona Partia Socjalistyczna Wenezueli (PSUV) wraz ze swoimi sojusznikami zdołała jednak uzyskać 41,6% głosów – głosowało na nią 5,6 mln wyborców. Koalicja prawicowa, Platforma Jedności Demokratycznej (MUD), uzyskała 54,4% głosów – głosowało na nią 7,5 mln wyborców. W porównaniu z wyborami prezydenckimi z 2013 r. opozycja uzyskała 400 tys. głosów więcej, a obóz chavezowski stracił 2 mln. Jeśli zatem prawica zatriumfowała, to nie dlatego, że stała się bardzo atrakcyjna, lecz dlatego, że chavismo stało się tak mało atrakcyjne dla części elektoratu, że zamiast głosować wolał on pojechać na przysłowiowe ryby, choć frekwencja wyborcza (74,25%) była wyższa niż podczas poprzednich wyborów parlamentarnych, w 2010 r. (66,45%). Przyznaje to wielu Wenezuelczyków: ich absencja wyborcza to przede wszystkim reakcja na straszny kryzys gospodarczy, którego oznakami są: około dwustuprocentowa inflacja, nieustanne niedobory i kilkugodzinne stanie w kolejkach po artykuły pierwszej potrzeby – a w każdym razie te, których ceny kontroluje państwo [1]. W ciągu minionych 17 lat – z wyjątkiem kilkudniowego okresu nieudanego zamachu stanu w 2002 r. – opozycja nigdy nie była tak bliska osiągnięcia swojego celu: pokonania rewolucji boliwariańskiej. Aby go osiągnąć, starała się będzie położyć rękę na wszystkich dźwigniach władzy państwowej. Wenezuela różni się od innych demokracji parlamentarnych tym, że w wyniku reform chavezowskich istnieje tu nie trój-, lecz pięciopodział władzy: obok władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej działa władza wyborcza i władza obywatelska; na tę ostatnią składa się Najwyższa Izba Kontroli, urząd Rzecznika Praw Obywatelskich i Prokuratura Generalna. Poza członkami rządu, których mianuje szef władzy wykonawczej, tzn. prezydent republiki, osoby kierujące wszystkimi pozostałymi władzami są wybierane przez Zgromadzenie Narodowe. Oznacza to, że obecnie stanowiska te zajmują przedstawiciele byłej większości chavezowskiej. Konstytucja wenezuelska nie przyznaje posłom należącym do koalicji większościowych nieograniczonych prerogatyw, nawet wtedy, gdy mają dwie trzecie mandatów: jak powiedzieliśmy, to prezydent mianuje rząd. Aby przejąć kontrolę nad krajem obecna większość musi zatem wybrać jedną z trzech możliwości. Najradykalniejsza polegałaby na zwołaniu Konstytuanty – jak to uczynił w swoim czasie Chávez – i napisaniu nowej konstytucji, którą trzeba by poddać pod głosowanie w ogólnokrajowym referendum. Nieco tylko mniej drastyczna możliwość polegałaby na zmianie konstytucji w kilku szczególnie ważnych punktach, tak, aby ułatwić przejęcie przez Zgromadzenie Narodowe władzy nad trzema pozostałymi gałęziami państwa – władzą sądowniczą, wyborczą i obywatelską – lecz to również wymagałoby uzyskania aprobaty w referendum. Wreszcie posłowie MUD mogą starać się usunąć głównych kierowników konkurencyjnych instytucji, a zatem, rzecz jasna, samego prezydenta, ale również prezesa i pozostałych członków Najwyższego Trybunału Sprawiedliwości, prokuratora generalnego, prezesa Krajowej Rady Wyborczej itd. Wybór każdej z tych możliwości jest dla nowej większości parlamentarnej bardzo ryzykowny. Przede wszystkim wystarczyłoby, aby jeden poseł należący do większości złożył mandat albo przeszedł na stronę rządową: prawica straciłaby kwalifikowaną większość głosów i zniweczyłaby swoje wysiłki. Tego tym bardziej nie można wykluczyć, że MUD to koalicja od sasa do lasa, skupiająca 12 partii, przy czym niektóre z nich serdecznie nie znoszą innych. Zapewnienie bezwzględnej dyscypliny w głosowaniach nie będzie łatwe. Nie jest wykluczone, że PSUV nadgryzie superwiększość uzyskaną przez MUD. Spośród trzech możliwości, które stwarza chavezowska konstytucja z 1999 r. (duża część obecnej opozycji protestowała przeciwko jej uchwaleniu!) najprostsza w realizacji jest ta trzecia: prawica może postarać się o to, aby kolejno poleciały głowy tych, którzy stoją na czele pozostałych – innych niż ustawodawcza – władz, zaczynając od członków Najwyższego Trybunału Sprawiedliwości, bo to oni są władni decydować o ważności procedur odwoławczych. Tyle że prokurator generalny musiałby zgodzić się na postawienie w stan oskarżenia członków najwyższego organu władzy sądowniczej w kraju. Tymczasem prokurator jest zwolennikiem Maduro… Pozostaje czwarta możliwość, do której nie potrzeba nawet Zgromadzenia Narodowego: przeciwko urzędującemu prezydentowi wystarczy przeprowadzić referendum odwoławcze. Kryzys gospodarczy spowodował poważny spadek jego popularności, toteż wielu opozycjonistów uważa, że jest to najlepszy sposób na pozbycie się Maduro zanim w styczniu 2019 r. wygaśnie jego mandat. Wbrew pozorom to również nie jest łatwe, ponieważ po to, aby zainicjować proces referendalny, należy uzyskać poparcie – zebrać podpisy – 20% zarejestrowanych wyborców. Ostatnim razem, gdy opozycja usiłowała pójść tą drogą – przeciwko Chavezowi w 2004 r. – musiała wojować miesiącami o zebranie 2,5 mln podpisów. Od tego czasu liczba wyborców znacznie wzrosła, nie tylko z powodu przyrostu ludności, ale również dlatego, że Krajowa Rada Wyborcza zarejestrowała tych, którzy dotychczas nie głosowali, a którzy stanowią dużą część obywateli. Liczba wymaganych podpisów wynosi obecnie około 4 mln. Może okazać się, że zebranie tylu podpisów, nawet przeciwko niepopularnemu prezydentowi, to dla prawicy zadanie ponad siły. Opozycja nie jest jednak bezbronna. Może natychmiast przystąpić do uchylenia kilku postępowych ustaw z czasów prezydentury Chaveza, jak to zapowiedzieli już jej niektórzy rzecznicy. Wśród priorytetowych celów figurowałyby zapewne reforma rolna z 2001 r., która opodatkowała grunty leżące odłogiem i sprawiła, że jedna osoba nie może posiadać więcej niż 5 tys. ha [2], dalej prawo pracy z 2013 r., które np. zakazuje zwolnień grupowych i skraca tydzień pracy z 44 do 40 godzin, ustawy o odpowiedzialności społecznej mediów z 2004 i 2010 r., które wprowadziły pewne wymogi co do treści emisji i sprzyjają rozwojowi mediów społecznościowych [3], oraz ustawa o kontroli cen. Następnie opozycja może skasować niektóre międzynarodowe porozumienia wielostronne, takie, jak Petrocaribe – program pomocy naftowej dla Karaibów (pozwala on państwom tego regionu nabywać w Wenezueli ropę naftową po preferencyjnych cenach), finansowanie wenezuelskiego kanału międzynarodowego TeleSur, fundusze publiczne inwestowane w programy socjalne oraz wielkie przedsiębiorstwa państwowe, takie, jak telekomunikacja, o których reprywatyzacji marzy opozycja. Przede wszystkim jednak opozycja przewiduje uchwalenie ustawy o amnestii dla tych, których uważa za więźniów politycznych, a których skazano za korupcję czy za podżeganie do aktów przemocy, jak to było w przypadku opozycyjnego polityka Leopoldo Lopeza [4]. W interesie kraju najpilniejsze byłoby naprawienie systemu kontroli kursów walut, którego opłakany stan pozwalał środowiskom biznesowym na prowadzenie prawdziwej wojny gospodarczej z rządem Maduro. Opozycji do tego jednak nie śpieszno. Po co zmieniać system, z którego jest wyraźna dla niej korzyść, gdyż osłabia prezydenta? Ponadto zajęcie się kursami walut grozi na krótką metę pogorszeniem sytuacji społeczeństwa, a odpowiedzialności za to opozycja nie ma ochoty brać na siebie [5]. Nie ulega wątpliwości, że Wenezuelę czekają bardzo konfliktowe czasy. Prawica odzyskała jeden filar władzy, z którego będzie starała się zniszczyć jak najwięcej zdobyczy społecznych epoki Chaveza. Jej pole manewru jest jednak ograniczone, przede wszystkim w obliczu ruchu boliwariańskiego, który wcale nie utracił swoich mocy, zarówno w państwie, jak i w społeczeństwie. Opór wobec próby restauracji neoliberalizmu będzie tym żywszy, że po dotkliwym fiasku wyborczym siły chavezowskie przechodzą obecnie proces odnowy i reorganizacji. Po ogłoszeniu wyników wyborów parlamentarnych Maduro i ruchy społeczne tworzące galaktykę chavezowską zaczęły organizować zebrania, które – mówiąc słowami prezydenta (15 grudnia 2015 r.) mają „przygotować odrodzenie rewolucji boliwariańskiej od dołu do góry”. Lewicowi dysydenci chavezowscy również zabierają głos – zwłaszcza byli ministrowie szkolnictwa wyższego Héctor Navarro, planowania Jorge Giordani, środowiska Ana Elisa Osorio i spraw wewnętrznych Miguel Rodríguez Torres; występują oni zarówno z krytyką, jak i z konstruktywnymi propozycjami, które zmierzają do poprawy polityki rządu. Organizuje się zgromadzenia uliczne, na których działacze i zwolennicy rewolucji boliwariańskiej przedstawiają swoje analizy przyczyn porażki. Ponadto rząd organizuje całotygodniowe zgromadzenie przedstawicieli wszystkich rad gminnych i komun. Skuteczność takich działań będzie zależała od tego, co rząd zrobi z propozycjami i postulatami wysuwanymi przez ruchy społeczne, zwłaszcza w dziedzinie gospodarczej. * Autor Changing Venezuela by Taking Power: The History and Policies of the Chávez Government (2007). tłum. Zbigniew M. Kowalewski [1] Zob. G. Wilpert, „Kto sabotuje gospodarkę wenezuelską?”, Le Monde diplomatique – Edycja polska, listopad 2013 r. [2] Zob. M. Lemoine, „Terres promises du Venezuela”, Le Monde diplomatique, październik 2003 r. [3] Zob. R. Lambert, „En Amérique latine, des gouvernements affrontent les patrons de presse”, Le Monde diplomatique, grudzień 2012 r. [4] Zob. F. Gaudichaud, „Ameryka Łacińska i ‘czarna ręka’ Waszyngtonu”, Le Monde diplomatique – Edycja polska, lipiec 2015 r. [5] Zob. L. Cher, „Wenezuela w pętach korupcji”, Le Monde diplomatique – Edycja polska, kwiecień 2015 r.